Po nadzieji
Roztargniona i zła na wszystko,krzyczę,
daję upust mojej złości,bo zostawił mnie
ktoś w miłości.
Płaczę,miotając się ciągle,
bo może on jeszcze myśli czasem o mnie.
Jak muza dla poetów w świetle słońca,
Tak stoję na porywczym wietrze gasnąca.
Potykam się o każdy kamień na prostej
drodze.
Nie zważając na to jak,gdzie i dokąd
chodze.
U przejścia prowadzącego dokądś,
zatrzymuję się nagle patrząc wstecz po
coś.
Miałam marzenia,które mnie opuściły,
Razem z nim,w jednej chwili się zgasiły.
Po co żyć dalej cierpiąc,bez niego,
Tego jedynego,mego ukochanego.
Budzącego mnie codziennie ciepłym
uśmiechem
I kładącego spać czułym szeptem.
'Przytul mnie prosze,raz jeszcze'
Przenika mnie myśl błagalna,wzbudzając
dreszcze.
Czuję,że w odchłań głęboką spadam,
bo swoją Ewe opuścił jej przeznaczony
Adam.
Teraz wszystko wokół straciło swój
blask,
przechodząc,zamykam za sobą drzwi,słysząc
głośny trzask.
To koniec,idę w otchłań mroku,
przygotowana na wszystko,do wielkiego
skoku.
To nie śmierć mnie zabiła,nie dam jej tej
przyjemności
Nikt inny,jak ON,zostawiwszy mnie w
żałości.
Bez żadnego słowa,nadstawiam głowę do
zgonu,
jednakże widocznie,nie żal mnie nikomu.
Wzdycham ciężko,chlipiąc ostatki na zimną
podłoge,
gdy nagle leżę,u stóp kata bez życia,nic
zrobić więcej nie mogę...
Umarłam,w końcu zakończyły się me
cierpienia,
ale ktoś wbiega,u mego boku zaprzestając
dalszego krwawienia.
Ze łzami w oczach,zasypia w promykach
słońca.
Nie budząc się już nigdy,a dzień trwa bez
końca.
Gdzieś w czeluściach daleko,trwamy na
wieki,
I wtuleni w bezczasie jesteśmy,My,razem,dwa
człeki...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.