po olśnieniu
Po twardej od kamieni ścieżce
kroczę jak karawana ku swemu
przeznaczeniu,
po trupach z trupami
bez kwiatów a jeno z szalem goryczy,
ugniatam na sobie szatę Dejaniry,
płonie mi serce nie ciało,
płonie mi dusza a rozum krzyczy,
więcej bólu więcej gniewu!
Oczyma zmęczony, ze swej szlachetności
obdarty,
w rzece dłonie nurzam, ulga?
Nie! to miraż przeklęty,
tam chichot czyjś diabelski cynicznie się
sączy,
Zakrywam dłońmi palącą ze wstydu twarz,
i szepcze do siebie psalmy grzeszne,
w nadziei kochankę poszukać,
wierzyć, choć niemocą spętany stygnę.
Komentarze (2)
Treściowo świetny, szkoda tylko że brak puenty.
ogólnie na plus. pozdrawiam :)
W nadziei kochankę poszukać?Życie jest ciężkie i bywa
bezlitosne,nadzieja zawsze będzie istniała-jeśli,ktoś
tego zechce.Pozdrawiam serdecznie.