Po prostu niebo
Czasem warto przystanąć i przez chwilę zamyślić się nad rzeczami, które spowszedniały nam, przez co uchodzą naszej uwagi, a nie powinny.
Od horyzontu po horyzont rozpinasz barwne
swe tkaniny.
Kolor twój, światło takie zmienne, niczym
nastroje u dziewczyny.
Czasem rozbłyśniesz pomarańczem, gdy słońce
rankiem wpuszczasz nowe.
Wtedy zbudzone chmury, ptaki twoje są... i
pomarańczowe.
A już za chwilę krzyczy błękit: szklisty,
głęboki i bez skazy.
I znowu chwila – to obłoki bielą
malują swe obrazy.
Wkładasz i inną, szatę siną –
złowieszczą, groźną, dziką – bywa
I choć rozjaśniasz twarz swą błyskiem, to
błysk ten pięścią pień rozrywa,
Gorącem cały las ogarnie, a płomień z lasu
uwolniony
Malując łunę farbą swoją, kolorem splami
cię czerwonym.
Zapłaczesz wtedy deszczem, który skończy
płomieni grę wystawną,
Wypuścisz słońce, co z wdzięczności tęczę
ci w darze da przebarwną.
A gdy się słońce zmęczy mocno, a ty
natychmiast spać mu każesz,
To trochę smutne, zawsze piękne, jeszcze
maluje swe witraże.
I choć zbyt krótko ich urodą będziesz się
cieszyć zachwycone,
To zaraz włożysz na osłodę błyszczącą,
świetlną gwiazd koronę.
Jakby klejnotów było mało: korony, płaszcza
w gwiezdnych groszkach,
Niewiedzieć skąd, nagle rozbłyśnie księżyca
blada, srebrna broszka.
I prawdę mówiąc myśl nienowa stale po
głowie się kolebie,
Że zawsze, gdy na ciebie patrzę, jestem po
prostu w siódmym niebie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.