Pod prąd
I w końcu nadeszły jego dni wymarzone,
Niechaj przemawia, wsłuchujcie się
tłumy!
Co z biegiem rzeki wciąż prowadzone,
Wpatrują się w oczy pełne zadumy.
Ich serca, kłamliwych prawd wygłodzone,
Zmarznięte, suche, i niezliczone.
A on dostrzega to wszystko i płonie.
Nieszczerych i próżnych zachcianek nie
spełni.
Lecz śle na nich karę podnosząc swe
dłonie,
Z radością grzeszny ich czas wypełni.
Poczuj to jak ciepłem spływa w ciebie,
Starasz się bronić, walczysz sam z własnym
cieniem.
Na próżno szukasz znaków na niebie,
A własna wola, wraz z ostatnim
tchnieniem,
Opuszcza ciało, które tak uwielbiałeś,
Widocznie wcale na nie, nie
zasługiwałeś.
Powstań na chwile w jestestwa przestrzeni,
Niech spłynie na ciebie ocean promieni.
Czy czujesz smutek?
Czy czujesz żal?
Czy nie za późno na refleksji czas?
Jeżeli nie, wyrzeknij się,
Tego, co narzuconym pięknem chce omamić
cię.
Zatrzymaj na chwilę swe ciało z umysłem.
Czy widzisz wokół, tych wszystkich
ludzi?
Czy nazwiesz ich jedynie zbędnym tłem?
A może w tej chwili właśnie, coś się w
tobie budzi?
Nie umiesz nazwać świata czystym złem,
Więc stań na szczycie, bądź tym, co go
wybudzi.
Ignoruj przez innych etykiety narzucone.
I konwenanse nie dla Ciebie
przeznaczone.
Tam gdzie rzeka, pamiętaj, zawsze płyń pod
prąd,
A porwiesz za sobą milion, innych, ludzkich
rąk.
Poczuj to jak ciepłem spływa w ciebie.
Nie starasz się bronić, nie walczysz z
własnym cieniem,
Nie musisz dłużej szukać znaków na
niebie,
Bo tę właściwą drogę znalazłeś wewnątrz
siebie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.