Półżywy
Przyszedł facet do lekarza, mówi - jestem
chory,
brałem węgiel, aspirynę, ziółka od
znachorki.
Nic a nic mi nie pomogło, umieram,
ratunku!
Ciągłe dreszcze, brzucho boli; doktor go
osłuchał,
zajrzał w gardło, brzuch pomacał i zmierzył
ciśnienie,
skierowanie na badania wypisał, recepty:
witaminy, suplementy, zalecił też dietę.
- Mój kochany doktoreczku, da mi pan
zwolnienie?
Jakiś zastrzyk? Antybiotyk? To poważna
sprawa,
przecież jestem bardzo chory, żona
powiedziała
"ani chybi, szybko umrzesz, będę młodą
wdową",
czuję się jak gdybym w trumnie leżał jedną
nogą.
Teraz tyle strasznych chorób panuje na
świecie,
pewnie w końcu mnie dopadło, już widzę te
wieńce!
Rozpacz - facet w kwiecie wieku nagle się
zawinął,
może da się to wyleczyć? Gdzie jest dobry
szpital?
Lekarz na to - połowica pana
nastraszyła,
oprócz kaca nic nie widzę, wracasz pan do
żywych.
Komentarze (33)
Choroba chorobie nierówna :o))
Fajny tekst, godna naśladowania żona ;o)
:)
Ach, ta żona, ach te nałogi...:)
Bardzo fajny wiersz, napisany z humorem.
Miłego wieczoru Aniu życzę:)