Pomalutku... po cichutku...
zza zakrętu horyzontu,
nieśmiałością swą speszona,
wypłynęła smuga złota
wprost w otwarte dnia ramiona.
Zróżowiała zaraz brzegiem,
błękitnawy obłok wabiąc,
rozproszyła się, podniosła
tren podając chmurkom – paziom.
Mową wschodu roznieciła
czas, co spłynął kroplą w trawy,
nastroiła tętno życia,
na płomienne swe obrady.
Jeszcze się posłaniec świetlny
wymknął, aby lekko przysiąść
na Twych wargach - kreśląc uśmiech,
zachwycony barw plastyką.
***
Niechaj sypnie w myśli śmiechem,
roztęczając dzień codzienny,
a pomyślność w szlaki wkreśli,
w sposób miły, szczęścia pełny…
Komentarze (16)
Witak serdecznie po chwilowej nieobecności.
,,wypłynęła smuga złota wprost w otwarte dnia
ramiona"- ciepłe i optymistyczne. Bardzo bobry wiersz
na początek dnia i na dni bez nadzieją wypełnione. :)