Pomóż
Za to, że jest za to, że ratuje mnie z trudnych sytuacji i że nigy mnie nie zostawi...
Obudzona krzykiem, biegnę, aby zobaczyc co
się stało...
Biegnę lecz... stoję w miejscu, wszystkie
członki przywarły do ciała mego... nie mogę
się poruszać...
nie mogę oddychać...
Czuję, że tonę w smutkach świata,
Krztuszę się cierpieniem i kłamstwem...
topię się, lecz nikt nie może mi
pomóc...
Nagle, blada dłoń chwyta za moje ramie...
unosi do góry, nie mając przy tym żadnego
problemu...
Wynosi mnei na brzeg...
Ręce i nogi odrywają się od ciała, jakbym
rodziła się na nowo... Niesamowity ból
przeszedł przez moje ciało, a ramie całe
piekło...
Uklękłam... nie mając siły, starałam sie
łapczywie łapać powietrze...
Uniosłam głowe... i zobaczyłam jego
oblicze... prosiłam aby jeszcze nie
odchodził, ale w głębi serca wiedziałam, że
wielu jest takich którzy potrzebują Jego
pomocy...
Starając się chwycić rombek jego
szaty...
obudziłam się....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.