Poszlaki
Goniło mnie Słońce
na Wielką Czantorię
pokrzykiwało z góry
jestem najpiękniejsze
więc pognałem jak szczeniak
z wywieszonym zachwytem
na wiatr bajdurzący
w przełęczy kołysce
po płaczliwym śniegu
do statniej hranicy
reszty z sił wydanych
południowym wzgórzom
wyczekane w szczycie
drżące zawodzenie
rozbiło się orkanem
o wibrujące stale
zamknięte bramy nieba
bez żalu pożegnałem
kolejną obietnicę
ubywające cele
pod łukiem horyzontu
Komentarze (3)
Na piechotę chodziłam z Poniwca na Czantorię i
podziwiałam krajobrazy.
Już tutaj byłam z oceną,
tak sobie myślę, że nasze marzenia często się
rozbijają o jakieś wichry,
ale msz warto mimo wszystko je spełniać, niezależnie
od otoczenia, z tym dystansem to niestety nie tak
łatwo, ale wiem, że jest potrzebny.
Dobrego tygodnia życzę Poecie :)
Iść za marzeniami, sparzyć się i... zmądrzeć. Spokojny
dystans. Tak odczytałam.
Dojrzałość Twoich wierszy w tak młodym wieku, zaiste
talent.