Powszedni dzień
Wstaję, otwieram oczy swoje
i widzę jak przemija życie moje.
Wzdłuż Słowackiej dumnie kroczę,
za zakrętem z drogi zboczę.
Na ulicy Mickiewicza gram swą rolę,
by na życie dostać dolę.
Przystań znajdę przy jabłoni
i spoglądam na splot dłoni.
Czekam, wstaję, dalej zmierzam,
krótki czas swój wciąż odmierzam.
W końcu miejsce swe znajduje;
plan na przyszłość swą buduję.
Myśli moje tak przelotne,
uśmiechają się zalotnie.
Później wstaję z dumną głową,
rozmyslając wciąż nad sobą.
By zapomnieć chwilę chwytam,
o nic wiecej juz nie pytam.
Nogi dalej chcę kierować;
by nie mysleć, nie planować.
Spotkam w koncu to, co chciałam;
myslę - szczęście - znowu miałam.
Wódkę piję wciąż powoli,
gdyz pamiętam o swej woli.
Długo smak jej chcę kosztować,
w swoich ustach go zachować.
Kłaniam się i juz mnie nie ma,
chwytam ręką czastki nieba.
I rozmowę już zaczynam,
duszę z brudów swych obmywam.
Wielki znak oschle zostawiam,
"Jestem Inna" - sobie wmawiam.
Kończąc dzień, Ja wódke piję,
a z myślami się nie biję.
Rano oczy swe otwieram,
w kupę zycie swoje zbieram;
na Słowacką wyjdę z domu
i znów zniknę po kryjomu...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.