Przytuleni
Wstała, aby podejść do oszronionego
okna.
Chciała raz jeszcze zerknąć na ten
ogród,
Którego pamiętnego dnia tak bardzo
zmokła.
I zobaczyła ich tam razem.
Jak lepili bałwana śmiejąc się głośno,
Tę wspaniałą parę z długoletnim stażem.
I zobaczyła jak stali silnie objęci.
Jak ją całował i mówił, że kocha,
Tak mocno się trzymali kochankowie
zmarznięci.
I zobaczyła raz jeszcze tę chwilę.
Wszystko dokładnie zapamiętała,
Nawet jak ujrzała kątem oka tę żmiję.
Przyszła do niego krzycząc okropnie.
Że dzisiaj miał przyjść do niej,
Widziała to wszystko siedząc w tym
oknie.
I zobaczyła jego szepcącego
„przepraszam”.
I jego łzy w oczach, kiedy odchodził,
I to jak papierosa w ustach dogaszał.
I zobaczyła jej uśmiech drwiący.
Bo nic nie wiedziała, bo wybrał ją!
I on… Kolo niej stojący…
Patrzyła jak odchodzili.
Nie wiedziała, dlaczego,
Jej oczy wielkich łez nie kryły.
Siedzi teraz sama przy stole,
Z wielkim kubkiem gorącej herbaty.
„Jakże śmieszne są te życiowe
role!”
- i stare życie spisuje na straty.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.