w pustelni na skraju …
wszystko co spotykam zapisuję palcem po
morzu
rozpostarte tam gdzie słońce wygasza barwę
dnia
nie potrafię układać słów tak wymownie jak
ptaki nut
aby dobitnie dotykały nieba
po ścianach ciszy spacerują cienie których
nie poznam
nieświadomie zdobię zdrowaśkami nowy
rozdział księgi
nie boją się bo wiem jaki będzie następny
poranek
napotkanych dużych i małych ludzi
oraz kilku wierzb za domem które mi
pozostały
z dzieciństwa zapisanego w pożółkłej
fotografii
zabłąkanym wnukom uparcie opowiadam o
kaczeńcach
roznoszących wiosnę po bagnach i kukułce
odliczającej lata
do wesela już pachnie wielkanocnym wieprzem
i muzyką
jutro pewnie przyjdzie z wiatykiem marznący
zmierzch
i ogłosi rezurekcję
na skróty
jakby miała być ostatnią szansą
na spełnione nadzieję
i trwałą miłość
Copyright by © Jan Gawarecki
Komentarze (7)
Oczywiście, że powinno być więcej głosów. Daleko
trafić do pustelni, ale jak już dotrzesz...
Czuć, że osobiste. Wszystkiego dobrego:)
Dobra i ciekawa refleksja:)pozdrawiam cieplutko:)
w tym wierszu jest zawarty zegar natury, który tyka
kolejnymi latami, jest spokój.
Ciekawy wiersz.Pozdrawiam.
Nie rozumiem dlaczego pod tym wierszem jest tak mało
komentarzy i tylko dwa punkty! Na litość Bogów!
Ludzie!
Świetna refleksja.
Przyjemnych snów
Wymowny wiersz pozdrawiam;)