W pustynnej odchłani
Kochać i nienawidzieć- miłość przynosi ból, ale bez bólu trudno żyć...
na chwilę zamykam oczy
by widzieć to co niewidzialne
na chwilę zatykam uszy
by słyszeć to co niesłyszalne
czasem tak trudno zrozumieć
wszystkie pogmatwane myśli
z labiryntu Twego umysłu
po, którym błądzę daremnie
zobacz balansujące drzewa
na ostrych krawędziach rozpaczy
ptak ostatnim tchnieniem zawodzi
żałobną kanconę śpiewa
w niewyobrażalnej odchłani bólu
nienawidzimy siebie tak bardzo
naćpani miłością nawzajem
patrzymy na siebie z pogardą
nie wiem, dla czego jest mi tak bardzo
żal
choć spakowałam do kufra wszystkie
chwile
chwile pełne samotności i agresji
zakończyć wreszcie ten absurdalny bal
bez Ciebie jestem tylko cieniem
bezładnym pyłem wszechświata
który nie potrafi istnieć
gdyż ból stał się jego więzieniem
zamknieta w wysokiej wieży
potrzebuję tylko światła
prowadż mnie przez drogę istnienia
gdzie zło z odrazą swe kły szczerzy
Koniec już bliski...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.