Rajd ku słońcu (hołd dla...
Dla filozofii człowieka który wiedział co mówi....
Biegniesz na oślep, nie patrzysz na
drogę
Słońce oślepia co dzień twe oczy
Ogień szczęścia i chwil zapomnienia
Kusi. Nie daje z tej drogi zboczyć
Choć się potykasz, co krok ranisz nogi
Liczy się tylko pragnienie
Biegniesz wciąż sama i choćbyś chciała
Nikt cię nie wesprze ramieniem
Tracisz już siły, powoli lecz stale
Nie tracisz celu z widoku
Szukasz ochłody lecz nie znajdziesz
cienia
Aż nie odwrócisz wzroku
Przy drodze stoi sędziwe drzewo
Tam siedzę na chłodnym kamieniu
Ze smutkiem patrzę na ludzi szalonych
Biegnących w swym zaślepieniu
Czasem podniosę człowieka z ziemi
Ochłodzę w płonnej nadziei
Że zostanie ze mną na dłużej
Na próżno jest wierzyć nadziei
Pamiętam też Ciebie, przystanęłaś pod
drzewem
Zapytałem czy napój smakuje
Wypiłaś łapczywie i pobiegłaś dalej
Jedyna krzyknęłaś :
„dziękuję”
Dzisiaj gdy patrzę na sędziwe drzewo
Na drogę co wije się długo
Zadaje sobie jedno pytanie
„Jak długo jeszcze, jak
długo?”
Boże nic nie mówisz, a ja cierpliwie
Podlewam drzewo usychające
I modlę się w ciszy, mocno, żarliwie
By zgasło ułudy słońce
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.