Z ran
Maluję na czerwono - barwa krwawa - nie
pusta.
Każda z ran(było wiele) pozostała na
ustach.
W moim domu mieszka kilka ciemnych plam.
Wyzdrowiałam, witam, strzeliste sosny za
oknem,
lecz rany się otwierają, gdy obok milczenie
chłodne.
Nie zamierzam narzekać, bandaże ścisnę
mocniej.
Konstrukcję skomplikowaną zasupłam
tajemną techniką - prosta -
tak jest z prostymi, często biegną
donikąd.
Drzwi nie zamykają i pragną jak szalone,
kroplą - słoną, czerwoną - być -
w czyichś otwartych ustach,
na zawsze. Obraz, gdzie jestem,
mniej zamyślona, mniej smutna.
Komentarze (23)
Dobry, życiowy wiersz, bardzo do mnie trafia, wręcz
jest mi bliski.
Miłej niedzieli życzę.
Ciekawa refleksja, pozdrawiam.
Hmm... Odbieram jak Krzemanka.
Pozdrawiam :)
czas goi rany, widać to w życiu
Pozdrawiam serdecznie
Wiedzieć to jedno, żyć z ciemnymi plsmami w jednym
domu to czasem olbrzymia sztuka...na marginesie...
nowy avator przemawia szerokim uśmiechem i tak
trzymać...pozdrawiam serdecznie, miłego wieczoru
Skoro wyzdrowiałam, rany wygoiłam, dlaczego ze
smutkiem tu wierszem byłam.
Ciekawa refleksja. Pozdrawiam
Ciekawie o życiu, ranach i potrzebie bliskości. Miłego
wieczoru:)