Refleksja bezśnieżnej zimy
Za oknem zamiast śniegu pada deszcz
Ulotny zimy czar prysnął gdzieś
Jak mydlana bańka, tak niepostrzeżenie
Na rynnie sopel lodu topnieje po cichu
Ja kolejny dzień, jak płatek śniegu
Strzepuję z rękawa płaszcza
Jakże inny kształt przybrała samotność
W kolorach skrzącej bieli
A świat podąża w dół, po równi pochyłej
Chwytam oblodzoną życia balustradę
Aby nie spaść, nie zapaść w mroźny sen
W lodowych okowach własnej bezradności
Bo tak szybko mija dzień, a długa jest
noc
Kładę się i wstaję skąpany w świetle
gwiazd
A prawda o mnie jak odbicie w lustrze
Pomiędzy ciemnością i świecą - szara
Na szybach szron, już czas...
Komentarze (1)
czytajac poczatek niezachwciłem sie ale dwie ostatnie
zwrotki bardzo mi sie spodobaly...przeczytam jeszce
raz i pomysle o tym co napisales...