rocznica
Okryta pluchą zimowa pora
tkliwie dotyka zbłąkane spojrzenia,
dawne twe uśmiechy łaskoczą mi skronie,
gdy stoję samotna pośrodku wspomnienia.
Jakiś szmer w uszach, ktoś chyba mnie prosi
o grosz zapomnienia dla przewinienia.
Nie widzisz ślepoto, że nie mam nic więcej,
prócz łzy na talerzu i rozpaczy w ręce?
To znowu ty... wciąż do mnie wracasz,
choć utopiłam cię w zapomnieniu,
zrównałam z błotem w deszczową jesień,
milczeniem okryłam w cichym cierpieniu.
Wojna, którą toczę na łamach pamięci
rozsiała spustoszenie w mieście mych snów;
nie mam nic, prócz czasu niechęci
do zabaw w życie, gdy gorzki miód.
Błagam codziennie Boga o litość,
by ból ukrócił mi w tej udręce,
nie wiesz, jak wielka może być miłość
–
jej siła ZABIJA rozdarte serce!
Idę przed siebie, kroczę pijana,
gestem ulicznika kpię z życia swego:
jutro będzie lepiej, napiję się wina,
mróz odmrozi moje poszarpane ego...
Wieczny sen szarpie jak sęp nad urwiskiem,
skrzydła jego tkwią mocno w przestrzeni,
dziobem rozrywa pragnień spełnienie,
nie daję rady... śmierć jest już blisko...
Ziemia i Niebo stały się jednością,
w dzień mej wigilii łez naruszenia,
po głowie chodzą mi te same myśli:
dzisiaj się poznaliśmy...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.