Rozkoszne spotkanie
Gdy zrywałem raz malinkę,
Zobaczyłem tam dziewczynkę
Włosy miała jasne blond
I zwiedzała dziwny ląd
Wnet podszedłem do niej skrycie
By pokochać ją nad życie
Wyciągnąłem do niej dłoń
A tuż za nią stanął słoń
Bez namysłu – ma zaleta
Wystrzeliłem jak rakieta
Potem się zorientowałem
Że uciekać nie musiałem
Więc podszedłem tak niewinnie
Wyglądało tak dziecinnie
Że kobieta się zaśmiała
I cudowny uśmiech miała
Z dżungli była to dziewica
Spoglądałem na jej lica
Oczy piękne i radosne
A me myśli tak żałosne
Nie wiedziałem co uczynić
Aby później się nie winić
Za to czego nie zrobiłem
I, że sobie nie radziłem
Byłem już tak zaślepiony
I tą dziewką zauroczony
Polubiła mnie też ona
Była we mnie już wtulona
Podnosiła mnie na duchu
Motyl siedział jej na uchu
Napięcie ciągle wzrastało
W niepewności się siedziało
Obmyślałem to dokładnie
Że jej powiem tak dosadnie
A, że serce mnie katuje
Zapytałem ją co czuje?
Ona na to – „mój
kochany”
Bardzo szybko tu poznany
Nie ma czasu na głupoty
Gdyż cudowne Twe zaloty
***
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.