Rozpacz
Pogodziłam się ze swoją rozpaczą
Dzięki temu zwróciła mi uśmiech,
A oczy me już tyle nie płaczą.
Podałyśmy sobie ręce na zgodę
Ustaliłyśmy, że będzie odwiedzać mnie
Lepiej brzmi: nachodzić w niepogodę.
Mokre dni dla siebie zarezerwowała
Zapewniając, iż ku mej ochronie
Paltem przeciw deszczowym się stała.
W obolałej pokorze warunki przyjęłam,
Przez długotrwałe zamroczenie
Jej słów w zupełności nie pojęłam.
Teraz wisi na wieszaku w przedpokoju
I udaje, że nie zerka w moją stronę
By nie zburzyć tymczasowego spokoju.
Pomimo zawartego przymierza,
Ustaleń rysą zakreślonych
Jest coś we mnie, co jej nie dowierza.
Coś, co wyczuwa wiele nieszczerości,
Że zostałam jedynie omamiona
I nie zakopała naszej niezgody kości.
Zgodnie z przeczuciem długo czekać nie
miałam,
Aura tego roku wielce jej sprzyjała
Ja zaś nieustannie nosić ją musiałam.
Zatem kiedy piękna pogoda nastała,
Wyszłam w niej niby w zapomnieniu,
By całkowicie w słońcu wypłowiała.
- I odkąd spłowiała
Czuję się lekko, beztrosko,
Bo jej moc nade mną do zera zmalała!
Komentarze (3)
Rozpacz nigdy nie jest wygodnym paltem - super to
przedstawiłaś!
Rozpacz, nikt jej nie lubi, ale czasami dobrze, że
wprasza się na herbatę, bo znamy dzięki temu wartość
dni szczęśliwych.
Życzę Ci, by rozpacz całkowicie od Ciebie odeszła, byś
zamknęła ją za metalowymi drzwiami, i by nigdy nie
była gościem w Twoim domu :)