Rozprawa
Kocham, nie kocham… słowa-balony pękają we
mnie prawie bezgłośnie. Odkąd nabrałam w
usta pokory, staram się
zwięźle wzrokiem osaczać mimikę twojej
beztroskiej twarzy.
Nie widzę zmiany. Cynicznie zabrzmi, że
„nie ma sprawy”.
Przyjmijmy teraz prostą logikę już na
rozstaju. Za mało mamy
kochany czasu ,żeby tłumaczyć prawa
natury, te w których rządzi
celowość związku ludzi we dwoje. Zatem
pominę jak w dobrych
bajkach kontynuację dalszego ciągu.
Codzienna woda zebrana w słowach zmyła już
wszystko co dotąd
miałam ułożyć zgrabnie, w twojej obronie.
Jeszcze się boję.
Mam pewność słonia w zbyt ciasnym
składzie.
Zamiast wygłaszać ostatnią mowę, opuszczam
salę nim przegram sprawę.
Komentarze (19)
każdy by chciał mieć takiego adwokata:)
swobodna, inteligentna i przekonująca przemowa;
pozdrawiam
Znam przypadki i to częste, gdy porażka jest
zwycięstwem! Pozdrawiam!
Dla mnie wiersz wcale nie jest za wesoły, mam
wrażenie, że pobrzmiewa w nim echo, bądź przeczucie
rozprawy rozwodowej. Dla każdego kto to przeżył, brzmi
to raczej ponuro.
Pozfrawiam. (+)
Wesoły, ale coś mi się widzi, że skoro "trójkąt", to
sprawa przegrana... Pozdrawiam.:)