Samotność po zmierzchu
Dla Ciebie,...
Puk. Puk. Puk.
Skrzypienie drzwi.
- Tak?
Mężczyzna w długim, czarnym płaszczu z
kapturem wszedł do środka wykorzystując
zdziwienie domownika.
- Kim pan jest?
Mężczyzna nie odpowiada.
- A nie chcesz wiedzieć, po co
przybyłem?
- To też. Proszę odpowiedzieć.
- Przyszedłem po twoje serce.
- Jak to?
- Właśnie tak. Nie chcę nic więcej. Tylko
twoje serce.
Mężczyzna skierował się do pokoju, a za nim
podążył domownik.
- To nie będzie bolało. Obiecuję.
- Czy nie ma dla mnie żadnej szansy?
- Czemu pan nie odpowiada?
- Takkk…. Po twoim pierwszym pytaniu
rzeczywiście byłem gotów się cofnąć, ale
teraz widzę, że postąpiłem dobrze
zostając.
- To znaczy, że nie da się nic zrobić?
- Zawsze to samo. Trzeba było powiedzieć
to, co chciałeś wtedy. Teraz jest już za
późno.
- Skoro tak to weź moje serce i odejdź.
Mężczyzna wyciągnął rękę w kierunku
domownika i dotknął miejsca, gdzie powinno
być serce. Po kilku minutach obaj mężczyźni
nadal stali nieruchomo naprzeciwko siebie.
Tylko... te oczy. Domownik miał teraz
szklane, puste oczy.
- Zrobiłam swoje. Teraz mogę odejść.
Mężczyzna zdjął maskę. Pod maską ukazała
się twarz młodej, pięknej dziewczyny.
- Gdybyś tylko próbował. Dlaczego tak łatwo
się poddałeś? Mam twoje serce, ale nie mam
już ciebie.
Dziewczyna założyła kaptur i wyszła.
Domownik jest nadal gdzieś tam pośrodku
świata. Stoi w tym samym pokoju, co przed
tysiącami lat z tym samym niezmiennym
wyrazem oczu.
...żebyś pamiętał.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.