Schizofrenia
Idę, staram się
Lecz co mam robić, gdy mój krok budzi
tysiąc innych
Podążają za mną, świst oddechu na mych
plecach
Wszędzie ktoś się czai
Czy to serce szybciej bije
Czy kroki coraz bliższe
Nie, zapomnij...
Prysk bańki mydlanej, dziwne znaki, złota
łuna światła, szum jodły, zgryzota, dziwne
znaki, obce języki, czyjeś twarze, tysiąc
rąk wyciągniętych, dziwne znaki, zgrzyt,
zew, zorza, ziarno, burza, dąb,
apokalipsa.
A wszystko to pod mymi powiekami, za każdym
razem. Czy to realia?
Nie, paranoje...
Otępienie, świat w słoiczku zamknięty.
Bezsens, marność, bezsiła
Sztuczne współczucie
Chichoty
Lecz oto Ty
Widzę głos Twój, ma barwę słońca, dotykam
Twych słów ostrożnie
Słyszę Twe włosy, oczy
Czuję Twe myśli,
one pachną malinami
Kocham Cię
ale... mogę o tym zapomnieć...
Zdrada?
Nie, schizofrenia...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.