Sen
Śniło mi się że chodziłem leśnymi ścieżkami
Zbierałem z drzew korę rzucałem
szyszkami
Pająkom się kłaniałem co w sieciach swych
spały
A drzewa szeleszcząc do nóg się kłaniały
Byłem też na polanie gdzie dęby olbrzymie
Rozmawiały o Tobie, skąd znały Twe imię?
Mówiły cichutko, wiatr w listkach
figlował
Po konarach wędrował, do dziupli się
chował.
Śniło mi się słonko, nad polaną wstało
W porannej zorzy tak blask promieni
rzucało
Że widziałem postać w koszulce powabnej
Stąpając po mchu boso o sylwetce
zgrabnej
Krew we mnie zawrzała, zabiło me serce
Kiedy owa postać schwyciła me ręce.
Wtuliła się we mnie w całusach objęcia
A był to widok magiczny, nie do pojęcia.
Tuliłem rozkosznie z uśmiechem do ucha,
Wtem się obudziłem - w objęciach
poducha.
:*)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.