Sen
rozkladam skrzydla
i jak ptak
nieba smak czuje
poprzez obloki
senne lece
w nich swoje zycie
widze
nie raz proste potem krzywe
jak z bajki czy koszmaru
nie raz tak prawdziwe
nie rak tak cudownie nie ralne
choc tu nie moge
zycie jest zyciem
lecz za swoie prawa
stoje w obronie
nie uciekam do rzeczywistosci
swe oczy mam teraz otwarte
widze to co jest kolomnie
patrzac z gory
nie raz uczestniczac
rozne historie przezywam
w nim losy moge
inaczej dla siebie
wyrezyserowac
byc kims innym
niz teraz jestem
choc dzien nie byl
takim bym mogl
radoscia go zakonczyc
to wiem ze gdy juz
zamilkne w ciemnosciach
liczyc moge
na wieksze szczescie
i tak przed tym
sobie po cichu mysle
ile bym dal
gdyby ta basn
choc raz
przydazyla mi sie
bym nie odroznil
czy to jawa czy sen
czy to koniec dnia
czy dopiero jego poczatek
a gdy zasne
nie powiem co sie tam kryje
ale gdy otworze oczy
bedziecie mogli zobaczyc
czy chcialbym
by raz jeszcze sie to
powtorzylo
co dla ludzkosci od wiekow
jest jedna wielka tajemnica
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.