Sen o malej slawie...
Wiatr nie dal mi w oczy,patrzylam na
wprost,
do wielkiej nadziei budowalam most.
Ze strofek, z wierszy, poplatanych mysli
i z tego,co czasem w nocy mi sie
przysni...
Wzburzona i cicha, a czegos tak chcaca;
pisalam, tworzylam, marzylam w sekrecie
o malej slawie, co proznosc kazdego tak
mile traca.
Chcialam ja musnac ustami-uslyszec
wolanie,
jak czula kochanka piescic swe
kochanie...
Dla kogos?-Nie -dla moich wierszy
chcialam uslyszec jej akord pierwszy.
Chcialam mym wierszom dodac nadziei,
okruchem proznosci-radosc z nimi
dzielic.
Nie dano mi znaku-za cicho wolalam,
za malo w me wiersze kochania
wlewalam...
To nic-me strofki;cichutkie
westchnienia...
Nie bedzie w was zalu, tak jak we mnie nie
ma.
Pouczmy sie razem, jak dzielic klopoty
i serc uniesienia, radosci ,zgryzoty...
Trzeba je umiec wyrazac powoli,
a nie od razu krzyczec, ze cos bardzo
boli...
Cichutko me wiersze-moje niepokoje
na razie zostancie-badzcie tylko moje...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.