Sen nocy jesiennej
W nocnej ciszy i pomroce
otulony sennym puchem
leżę i zamknąwszy oczy,
marzeń opowieści słucham,
co przychodzą nieproszone,
chociaż tak oczekiwane:
ciche, zwiewne, zatrwożone
i radośnie rozkrzyczane.
Baju, baju, plotą dziwy
o krainie zapomnienia
i urokach wysp szczęśliwych,
tak nieziemskich, że ich nie ma.
Naraz z mgieł się wyłaniają
groźnych zamków krągłe wieże,
w których damy wciąż czekają,
na powroty swych rycerzy
z krain górskich, okolonych
przez zielone dolin tonie
– tutaj moc ma słowo dane,
prawem miecz jest i kochanie.
Lecz na próżno czeka pani,
na wież krągłych wchodzi mury:
już nie wróci ukochany
– mgła zaciera znów kontury...
I po nocy dzień nastaje,
miast księżyca słońce świeci,
więc pomału rozpoznaję:
dom, najmilsza, nasze dzieci...
Wszystko jednak hen tam, w dole,
wklęte w łąk i sadów kraty;
skromny obiad jest na stole,
wokół my, w wazonie kwiaty.
Tak przytulnie tu i ciepło,
że przytknąłem nos do szyby,
wtedy ty spojrzałaś w okno,
sen zmieniając w świat prawdziwy.
Rozpoznałem twoje oczy
po zieleni zamyślonej,
w którą promyk słońca wskoczył
i w źrenicach śmiechem płonie,
bo się w końcu odszukały
spojrzeń światy tak odległe,
co niejedno już widziały
– ważne było wszak to jedno.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.