seryjna opowieść
dziki krzyk w kamienicy
dziki krok na ulicy
straszny wzrok, straszny krok
widok przeciwnika
ale ja nie zejdę ci z chodnika
ale ja nie zatkam szczelnie uszu
nie nawtykam do nich pluszu
uzbrojony w parę ostrych noży
potne twoje ciało w neonowej zorzy
ciężkim butem wdepnę w plamę jasnej krwi
chwila, chwila jakiś krzyk w oddali grzmi
martwe truchło głodny pies rozwlecze tu
a ja pójdę, pójdę w stronę głosu znów
zostawiając na asfalcie rozmiar buta
malowany farbą czyjejś krwi
rana cięta i szarpana, rana kuta
tamten co przed chwilą krzyczał
poci się , skamle , drży
już kolejnej swej ofierze w brzuch
wbijam na zwierzęcych kościach naostrzony
nóż
razem z waszym życiem odebrałem swoje też
człowieczeństwo to przekleństwo
a zbawienie poszło precz
i ja na to zgadzam się
niemy krzyk
słaby krok
dziki ryk
dziki mrok
Komentarze (1)
Do poprawy ,,z chodnika", a tytuł oddaje treść oraz
klimat wiersza. Pozdrawiam!