Siedziałam nad stawem
z dedykacją intelektualnemu inspiratorowi
siedziałam nad stawem
nogi, moczyłam w falującej wodzie
kij, trzymałam w dłoni
patrzyłam w przestrzeń życia
słońce mnie tuliło
wietrzyk duszę chłodził
czasem niebo popłakało
głośny błysk zaświecił
pobliską rośliną
wiatr, lekko szeleścił
nie musiałam patrzeć, by czuć
tu jej obecność
nie musiałam mówić
by czuła
że wiem
stała za głogiem
z czymś, między dłońmi
z czymś tak maleńkim
o pięknej woni
dumała długo
nad moim sztilem
a ja
byłam tak cicho
by jej nie spłoszyć
gdyż dla mnie była
przepięknym motylem
z życzeniami nigdy niekończącego się lata
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.