SKAZA
Zadrę Ci, Panie wypłakuję
Co mi na serca dnie ropieje
Pozbyć się tego nie potrafię
I płaczę nawet gdy się śmieję.
Nie widzi tego nikt, nie słyszy
I przecież nawet nie ma komu
Powiedzieć o tym, co zabija
Co jątrzy stale ,po kryjomu.
Cóż mam Ci mówić, gdy wiesz wszystko
O beznadziejnym serca wyciu,
O chłodzie i o zagubieniu
I o bezbarwnym , pustym życiu.
Komu prócz Ciebie powiem Boże,
Że źle mi, o, jak źle mi na świecie.
Choć mam wszystkiego pod dostatkiem,
A czegoś mi brakuje przecież.
Ból zadawany gwóźdź po gwoźdź
Drzazga po drzazdze mnie przenika.
Jakby ktoś setki chorągiewek
Na mapie serca pozatykał.
Zdobyty jestem , pokonany
I duch się we mnie z zimna słania
Powiedz mi, Wiekuisty Panie,
Czy to samotność umierania.?
Bądź ze mną w tej godzinie czarnej.
W ostatnim tchnieniu utul , uciesz,
Bądź ze mną, gdy odchodzić będę,
Żebym wiedział jak powrócić.
Źle mi i pusto i tak strasznie,
Jakbym został całkiem sam.
Dookoła noc i gwiazda w dachu,
Rozwarta pośród nocy brama.
Pochwyć mnie mocno, mocno przytul
Stojąc u stóp mojego krzyża,
Nim znów zobaczę, jasny Panie
Że Ty go razem ze mną dźwigasz
Autorem wiersza jest mój bliski przyjaciel, ktoś bardzo wyjątkowy, od lat zmagający się z SM.... Proszę oceńcie Go szczerze....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.