Śmierć ojca
W styczniowy mroźny dzień –
Taki jak zawsze, zwykły,
Odszedłeś blady jak cień -
Spuchnięty, martwy i brzydki.
A potem pogrzeb był,
Na którym płakałem głośno –
Wszystko rozpadło się w pył,
Lecz z wiosną znów urosło.
Stoi Twój grób i milczy
W alejce innych dusz –
Dostałeś bilet wilczy
I nigdy nie wrócisz już.
Pamiętam Twoje żarty,
Wspominam wygląd Twój.
Grywałeś z wujkiem w karty
A ja właziłem pod stół.
I śmialiśmy się nieraz,
Że umrzeć to nie dla nas.
I co mam powiedzieć teraz,
Gdy zdarzył się ten dramat?
Nie umiem już uwierzyć
W niebiańskich chórów cud –
Chcę tylko jeszcze przeżyć
Kilka powszednich złud.
Czas leczy wszelkie rany,
Więc Ty się we mnie też goisz…
Nie musisz pędzić, zziajany,
Do pracy, bo już się nie boisz.
Nie lękasz się o rachunki,
O zdrowie naszej mamy,
Nic Cię już nie obchodzą córki
Ni syn niepokornie splątany.
Masz święty spokój i ciszę -
Taką upiorną, okrutną.
A ja o Tobie wiersz piszę
I jest mi cholernie smutno!
wiosna 2001 r.
Komentarze (34)
Każdego z nas spotyka takie pożegnanie i rzeczywiście
czas leczy rany, ale blizny pozostają. Pozdrawiam!
Właśnie dlatego, że nikt nie wie, ja - agnostyk - nie
porywam się na tę "wiedzę"...
Smutny wiersz po stracie bliskiej nam osoby. Ból
przeogromny. Pozdrawiam
dobry wiersz, ale jak jest tam - po drugiej stronie
nikt z nas nie wie...
przekaz wzruszający