sonet dla stracha na wróble...
Jesień do nut klangoru, mgieł opończę
dzierga,
jakoby patchwork z chłodów na krosnach
utkała.
Wije się na powietrznych ulotnościach
wstęga,
która kotary formę pobladłej przybrała.
Babiego lata nici, wplata między włosy,
wierzby moczącej grzywę w nurcie rwącej
wody.
Ścierniska gładzi czule po dotyku kosy,
konarem starej śliwy puka w próg zagrody.
Jesień. Deszczową porą zasnute wieczory.
Ponure, osowiałe, zmęczone gorącem.
Chmury w swej puchatości tulą niczym
dzieci,
przycupłe na parkanie słońca migoczące.
I tylko strach na wróble ciągle
uśmiechnięty,
chociaż bosy i chłód mu gładzi nagie pięty.
Komentarze (20)
Dziękuję Marku za cxytanie, a państwu za tak liczne
odwiedzony ;))
Piękny jesienny sonet, chociaż chciałbym, aby lato
jeszcze trochę potrwało:). Pozdrawiam
Eliza Beth i Amor dziękuję wam za odwiedziny:))
Przepiękny wiersz , mój pierwszy +
Wspaniały wiersz obrazowy. Przenosi odbiorcę w
miejsca, o których w nim wspominasz. ;-)
Pozdrawiam z zachwytem ;-)