Spacer
Ku wiecznej pamięci R.G.J.M.
w zamyśleniu, zmęczeniu po polu się
miotałam,
gnałam gdzie popadnie, ulatywałam.
Po ściernisku biegałam i marzyłam...
W myślach latałam, hen nad domem swoim,
Z ptakami rozmawiałam i niewidziałam....
Że wpadłam na kogoś, tak całkiem
przypadkowo,
Jak on wyrósł przede mną zagadkowo.
I zeszłam na ziemię, już nie latałam, Za
marzeniami jak dzieciak nie ganiałam.
Usiadłam pod brzozą, biedne to drzewo...
Gładka, delikatna kora poorana czarnymi
ranami,
I te tysiące serduszek brzozich uczepionych
w liche gałązki parami.
A serca te , tak ich wiele, i takie są
smutne,
Bo postrzępione.
Jakby to brzoza miała dusze potępione,
Na płacz tylko skazane,
Serca miłością ślepą zganione,
Radośnie, a przegrane.
Żal tak patrzeć, bo wiele drzew takich,
Co wiernie kochały,
I miłować przestawały....
Poszłam więc dalej ze łzami w swych
oczach,
Szukałam powrotu na nieba bezkresne
łono,
I ukazało się ono;
Stadko źdźbełek lichej złotej trawy, na
wietrze się lekko kołyszące,
Zapachem końca lata swym nęcące.
Dotkłam ich, choć całkiem niechcący, ich
dotyk mógł przecie być palący...
A między palcami jakby się ciernie
przedzierać zdawały,
Skórę błogosławiły i charatały.
Wiatr zaczął wiać silny i chłodny z
południa...
Jak cichy, tak lekki lecz mocny zarazem, a
w uszach melodia niczym lutnia.
Więc wiał tak we mnie , zabierał
strapienia,
Myśli, udręki i zagadki urzeczenia,
Tym obrazem bezlitosnym , choć pięknym tak
samo
A sen się skończył , przetarłam oczy, juz
rano...
Pani E.Przybylskiej za wytrwałość i wiarę...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.