Spacer
O północy, ramię w ramię,
Krok w krok,
Za rękę ze wspomnieniem.
W szczeliny oddechów nierównych
Wpychają się znajome obrazy.
Czerń otaczającej przestrzeni
Blednie nagle.
Klatka po klatce, idę dalej.
Zapach lata wbija się w nozdrza,
Choć mróz w około siarczysty.
Płatki śniegu wstydliwie się rumieniąc,
Delikatnie muskają dłonie
Spragnione bukietów krwistych.
Gwiazdy opadły na ziemię,
Złocistym pyłem brązowiąc ciało.
Ławka niewzruszona, jedyna stoi
Bez zmian, tak samo.
Idę ścieżkami dawnymi,
Choć nie trudno zauważyć,
Że śladów o dwa za dużo.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.