Spod świateł
Zwyczajna, warszawska, jesienna dziewczyna
-
wciąż uśmiech na twarzy, zmartwień
odrobina.
Samochód na raty, dom, praca, rodzina,
a ktoś w radiotoku znów swoje zaczyna:
Że kradną, że biorą, że wszystko
przejmują.
Że nie ma już życia. Że praw nie
szanują.
Że może być wojna jeszcze tej jesieni.
Że Trump pewnie wygra i wszystko
odmieni.
Zwyczajna, warszawska, jesienna dziewczyna
-
wciąż uśmiech na twarzy, zmartwień
odrobina.
We wstecznym lusterku makijaż poprawia,
a ktoś w radiotoku o wierszach
rozprawia:
Że nie ma już sztuki, a jest
Częstochowa.
Że twórczość jest śmieszna i
podgatunkowa.
Że dziś na przystankach śpiewają słoiki.
Że nie ma poezji, teatru, muzyki.
Zwyczajna, warszawska, jesienna dziewczyna
-
wciąż uśmiech na twarzy, zmartwień
odrobina.
Ruszyła na żółtym, aż piszczą opony
i zmieniła stację, bo pieprzą androny.
Komentarze (16)
fajniasty wiersz! podoba mi się,
"na przystankach śpiewają słowiki czy słoiki:)