Sukno
opowiadanie gwarowe
Sukno
Patrzem na dwa wołki sukna miękućkiego z
jagniąt i zwykłego z owcej wełny.Telo
miejsca zajmuje w sofie co ś nim zrobić.Nik
z moik nie usyje se ś niego góralskik
portek,moja wina wydałak się za
cepra.Przebierać go nie fciałak za górola
opowiem wom cemu.Kiejsi downo jesce mama
zyła, robiyłak w księgowości w skole nie
roz dzień i noc sama bo dwie koleżanki
wyzwolniali.Na zimowyk feriak wpod do biura
zdenerwowany dyrektor skoły z farbowanymi
na corno wąsami i spytoł się mi ka jest
woźny co z dachu nie zgarnon śniega.Jutro
wilijo i święta dach płaski jak mózgi u
dzińdzinierów co go zaprojektowali naleje
się wody do środka kie przydzie
odwilz.Trza go natychmiast wezwać pedzioł
do nasej woźnej,to górol z Witowa.Woźno się
obrusyła ,prawie obraziyła na dyrektora i
pedziała to nie górol to ceper bo górole
tyn sprzęt nosom wysoko a nie między
kolanami jako tyn woźny.I tak się mi chojco
przybacuje kie patrzem na to sukno i myślem
co ś nim cy tyz ś niego zrobić.Jegomość
Tischner opowiadoł nom kiejsi takiego wica
góralskiego o myśleniu.Siedzioł se na progu
sałasa górol i kurzył fajke.Ciekawi turyści
przyśli ku niemu kie śli z powrotem z
wyciecki a on jesce siedzioł i pytajom się
go co robi cały dzień na progu sałasa.A
Górol odpedzioł jak mom cas to se tak
siedzem i myślem a jak ni mocie casu
pytajom się go turyści to co robicie jak ni
mom casu to ino siedzem odpedzioł im
górol…
A jo widzem tate jako pasie owce na
Weskowiańskiej polanie,pote strzyze,piere
wełne.A mama niesie do gręplarni daleko w
Corny Dunajec,pote z powrotem du
domu.Przędzie na warculi nacisko na
podnózek i ruso kółkiem cieniućkie nitecki
wełny nawijajom się na cółenko we
warculi.Mama przędła w małym pokoicku na
górze odgłos niós się po całym domie.
Przytulałak na pościeli małego synka Bartka
i godałak ze się bojem bo się bobok burzy
,coby warcej usnon,a on godoł nie bój się
mamo to babka jedzie na warculi mioł wtej
może ze śtyry rocki i nie społ dalej.Starso
córka tyz obserwowala jako to babka
przędzie i kie dorosła posła do skoły
tkackiej i projektowała kilimy,dywany,koce
i chojco jeździła po Polsce na praktyki i
ucyła się nie ino tkać.A kie mama uprzędła
te syćkie wełny powiązała w motki i
zaniesła do tkocki coby je utkała pote
zanosiyła do folusa kany pod wodom folowało
się sukno.Dzisiok po telu rokak patrzem na
nie już nie modne bo robiom teroz
cieniućkie masynowe.Boze mój kielo to
zachodu,trudu,siyły,casu i piyniędzy i
wyrzeceń w tym suknie się mieści kielo
marzeń ze wnuki bedom mieć na portki i
cuchy.Widzialo się mamie ze odziejemy
Bartka do piyrsyj komunii po góralsku a
pote do ślubu.Ale umarło się mamie przed
Godnimi Świętami i cały jej trud poseł na
marne.Patrzem na to sukno i widzem i
rozumiem syćko ino dalej nie wiem co mom ś
nim cy ś niego usyć…Haj.
Komentarze (18)
Zadumałam się nad tym opowiadaniem, moje myśli
pobiegły hen w góry...
Szkoda,że moda na tradycję przemija,no i ze Mama nie
doczekała ślubu...
Pęknie jak zawsze piszesz Skoruso
Pozdrawiam serdecznie.
Dobrej nocy życzę:)
piękne gwarowe opowiadanie choć smutny ma klimat ale
nic na uroku nie traci
pozdrawiam serdecznie Skoruso :)
dziękuję za wizytę u mnie