Świece na wietrze
Bo pocałowana żaba nie zmieni się w księżniczkę...
Szeptem wymawiam słowa modlitwy
by spalić to co powstało w moim sercu...
Pojawiłeś się z nikąd
choć zawsze byłeś
Wyszedłeś z mgły
Najpierw niewyraźny lecz teraz dostrzegalny
nawet w snach
Z czasem szepczę w Twe myśli
moje serce wtedy mocno bije
Ty jesteś lecz obecny duchem
Zawsze tak daleko a Twoje ciepłe słowa
muskają mój kark
Niektóre jednak arktyczne
roznoszą czucie chłodu po okolicy
Wtedy nawet łzy zamieniają się w
diamenty
a świeca życia gaśnie
Wtedy pragnę byś otulił moje serce
kołderką istnienia...
Budzę się jednak co rano
i co rano moje serce bije coraz
ciszej...
Tak cicho bije...
Umiera...
Brak sensu w życiu nadaje mu sens ?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.