w swoim świecie wracając odchodzić
zamknięty w swoim świecie
rozpamiętując te dźwięki
kolory młodości, wzloty
i upadki, wśród zapachów
tysiąca słów zapisanych
na ostatnich stronach
szkolnych zeszytów
wspominając pierwsze
upadki i uniesienia
pierwszą miłość i pierwsze
upodlenia, mając przed sobą
te obrazy czarno-kolorowe
pijackie burdy i Floydów
na tripie słuchając
reaktywować siebie zachciałem
choć może raczej uciec
w bezpieczne miejsce
miejską ubikację
ociekającą łzami i spermą
cuchnącą gównem
imoczem heroiny
spadać i lecieć w kosmos
by obejrzeć Go z bliska
spojrzeć prawdzie w oczy
zapłakać, uciec
i się do końca skompromitować
nie mogąc patrzeć na siebie
na zadufanego nadczłowieka
znającego śmierć i tworzącego życie
nauczyciela i proroka
fałszywego egoisty
co oddaje się dla innych
wbrew wszystkim i dla wszystkich
leniwie iść przez życie
nie popadając w skrajności
tak sobie pomyślałem
i tyle…
tyle, że się nie skończyło
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.