Tajemnica... Proza.
W tamte wiosny, gdy byłeś ze mną umiałam
zachwycać się rozkwitem i odnową tej
cudnej
pory roku spowitej jeszcze tajemniczą
ciszą, która zdawała się być początkiem
czegoś radosnego co miało nastąpić.
Drzewami tonącymi w długotrwałej zadumie
zaczynającymi pokrywać się
czerwonobrunatnymi,
nabrzmiałymi pąkami, paprociami z
drobnymi,
kędzierzawymi listkami wychylającymi się
spod rudawych listków, błękitnymi
przylaszczkami,
białoróżowymi pierwiosnkami i dywanami
z białych stokrotek pod naszymi stopami.
Polami z kiełkującym zbożem
uśmiechającym
się do ciepłych promieni słonecznych i
wiosennego
deszczu, wiatrem szumiącym pieszczotliwie,
który
zdawał się być pachnący i przyjacielski,
jakby chciał
się pobawić z radości. Rześkim
powietrzem
przesyconym świeżością i czerwonymi
zachodami
słońca, niebem, chmurami, które zdawały się
odbiciem ziemi, tyle było w tym piękna, bo
dzieliłeś
to wszystko ze mną będąc tuż obok…
Jedno jest lekarstwo na Miłość - kochać jeszcze bardziej - Henry Dawid Thoreau.
Komentarze (16)
czytając twoje slowa, jaby wchodzi się Z krajobrazu
zimowego do świata wiosny.
Świadomi jesteśmy, że opisany obraz nastapi niedługo
jako rzeczywistość namacalna. Pięknie napisane.
pozdrawiam.