Tchnienie
Twe usta rozwarły się
W grymasie niemym uczuć rozdartych
Pragnęłaś, by słowa dotykały
Nie raniąc serca cierniem kłującym
Twe dłonie niecierpliwie szukały
Oddechu ... nie znalazły...
Nie chciałaś wydobyć z mroku
Mroźnego lica spojrzenia
Twe oczy szukały ukojenia
W błękicie oddali na horyzoncie naszych
pragnień
Tak bardzo pragnąłem w Twym odbiciu
Dojrzeć tlącą się iskrę nadziei
Tak mocno wierzyłem, że świt
niespełniony
Dodaje nam skrzydeł i blasku pożogi
Widziałem, jak skrycie Twe oczy
Okryły się szarą zasłoną chłodnego
tchnienia
I tylko to jedno, co dzisiaj ujrzałem
To jedne, jedyne, co wzmacnia i sił
dodaje
Trwogą zniewala, nie daje się ponieść
Dziś leżę w niemocy własnego cierpienia
Bezsilność i ból mój nie daje mi
skrzydeł
Mej męki pociechą jest ciepło Twych
dłoni
Dlaczego? Odpowiesz...?
Czy los mój wyznaczył mi drogę
spełnioną...?
Bo to co sens daje, co na świat się
rodzi
Siłą zdwojoną ołowiem do piersi
przywiera
To sens naszych wspomnień i pragnień
przeszłości
I tego, co przyszłe dni oddają nieznane
To wszystko zbierzemy w tych czasach
zmęczeni
I owoc wydamy tak cierpki i słodki
pospołu
To życie... Czy słyszysz?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.