Teatr.
Na scenie mej egzystencji, zasłony opadły,
pozostawiając pustkę jak po ostatnim akcie
tragicznej sztuki. Serce, jak aktor bez
roli, biadoli w zgasłym świetle
reflektorów, rozświetlając jedynie cienie
utraconych nadziei. Obietnice, jak
zardzewiałe rekwizyty, tracą swój blask w
zimnym świetle reflektorów, ujawniając
jedynie sztuczność i iluzję. Oddałem pół
serca na tę teatralną scenę, ale reszta
rozplata się jak starożytna tragedia, w
której każdy akt kończy się straceniem
uczuć.
W mojej dramatycznej roli, słowa to jak
niezdarny monolog w opuszczonym teatrze,
gdzie echo utraconych obietnic odbija się
między pustymi siedzeniami. Wstrzymałem
oddech, a światło reflektorów pada na
maski, które noszę jak kostiumy pozornej
normalności. Kulisy mej duszy są pełne
zgnilizny, a każdy uścisk czasu to jak
śmiertelna scena, w której zasłaniają się
wszelkie złudzenia.
Na scenie śmierci mojej nadziei, dźwięki są
jak melodia zepsutego fortepianu, grającego
tylko tonację mojej upadłej egzystencji. I
choć milczę, to w tym milczeniu słychać
jakby jęki ulotnych marzeń, które opuściły
teatralną scenę mego życia
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.