Ten jedyny… Prawdziwy sen...
Spałam w atłasowej pościeli
Nieświadoma, co czeka mnie za
chwilę…
Nieświadoma gdzie znajdę się za
moment…
Czy może będę leżała w polach
kwiecistych
w niebo oczyma patrząc?
Czy może będę spała na łożu z
baldachimem
gdzieś na pustkowiu w samotnych lochach
zamku?
A może znajdę się w mieście nie z mych
czasów
i tam spotkam Tego Jedynego Prawdziwego?
Do Niego mój umysł i serce pragnąć będą bym
się zbliżyła?
Czy świadomość karze mi uwierzyć, że On tam
stoi i czeka?
Czy gdy się nie zbliżę za blisko nie
zniknie?
Czy to nie mara, która mi się przyśniła?
Otworzyłam szerzej swe powieki,
gdy wyciągnął w mą stronę swą rękę.
Powiedział „Chodź i przekonaj się.
Czy jestem marą, czy snem”
Przyjrzałam mu się i krok zrobiłam.
Drugą rękę począł wyciągać.
„A może nie jestem ani marą ani
snem
tylko na jawie prawdziwy?” zapytał
ponownie.
Ciągnął jak magnez me ciało, sunęłam po
ziemi…
jak duch, istota nieprawdziwa…
Wyciągnęłam swe ręce by móc dłońmi
pochwycić
coś, czego od dawna pragnęłam…
I już prawie mieliśmy się w ramionach
Już czułam ciepło ciała Jego…
Już radość w sercu gościła…
Już łzy szczęścia z oczu
wypływały…
I wtedy stało się coś…
Przeleciałam przez Niego…
Jak duch... istota nieżywa…
Wtedy rozwarłam powieki, które od snu
ciężkie
Nie doszły do siebie jeszcze.
Chciały móc jeszcze cieszyć się mą ślepą
wiarą,
że sny jawą się stają.
A ja ślepo w nie wierze nie chcąc ich
końca
i spoglądam przed siebie wyobrażając Go
sobie jeszcze…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.