Tęsknota... (- usłużne cienie)
Znam już melodię wiersza. Czuję jak
nadchodzi.
Ślubów usłużne cienie - pomimo mahoniów.
Zza przewiewnej firanki, złocistej
zasłony
wdziera się – światłem okien – do naszego
domu...
- samotność.
A żona... (bez... - Słowa) - nad kartki się
schyla
jak miód – ciężka i słodka – jak
pszczoła.
Za oknem łąki – łąki bezkresne i pola
Zanurzone w upale lipcowego pyłu.
Od drogi słychać turkot. Zaszczekały
bramy...
ale Dzwonków – nie słychać (– Ukochanej...
- nie ma.)
- więc po cóżeś? – jak ptak przysiadł w
cieniu tego drzewa?
- Teraz – śpiewaj! – jak umiesz… - Albo
lepiej...
- zamilcz.
lipiec 1984 r.
Komentarze (31)
Leniwe letnie popołudnie ze szklanką lemoniady w dloni
:-) tak mi się zamarzyło :-) Lubię Cię czytać wrócę do
tego wiersza bo czuję ze zest mniej oczywisty niż się
wydaje :-) buziak :-*