Tor czwarty... peron jedenasty...
Wybiegłam z tego piekła...
z zakrwawionymi rękami...
musiałam odejść od
wrzasku i krzyku...
Przeszłam zdesperowana....
przez poczekalnie na stacji kolejowej...
po drodze spotkałam uśmiech...
bezdomnego mężczyzny...
Usiadłam na rampie....
przy torze czwartym...
na peronie jedenastym...
To tu skacze najwięcej samobójców...
A ja?
Ja tylko chce podnieść statystyki...
błyszczące szyny...
na betonowych podkładach...
niedomyta krew...
Siedzę...
Ogarnia mnie nicość..
naokoło odrapany świat...
świat bez uczuć...
Podchodzę do krawędzi...
23.30....
pociąg Poznań- Kraków...
nadjeżdża...
Patrzę w dół...
światła są coraz bliżej...
bliżej...
i..........
Ktoś mnie chwyta...
odwracam się...
widzę twarz tego mężczyzny
z poczekalni...
Który stał sie moim..
Aniołem...
Znowu o tym myśle.... moze juz nie bedzie owego Anioła.......
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.