Trafiony w tył
Nie mogę pozbyć się obawy,
Która dogłębnie mnie przenika.
Że skończę w sposób niełaskawy,
Trafiony w tył przez przeciwnika.
Dokładnie mówiąc, w moją pupę,
Której od przodu bronić nijak.
I zginę marnie, niczym głupek,
Już mi się czkawką śmierć odbija.
Tam kamizelkę jak założę,
Taka do dzisiaj nie powstała.
Bo kto pomyśleć sobie może,
Że ranna będzie ta część ciała.
Przecież mam wizję bardzo jasną,
Widzę ją nawet dość wyraźnie.
Że zginę ranny w pupę własną,
Teraz zaś cierpię w myślach kaźnie.
Żona nie może znieść mej męki,
Sąsiadów krzyk trwożliwy drażni.
A ja pomocnej szukam ręki,
Czy się pojawią tak odważni.
By mi powiedzieć prawdę w oczy,
Też zrozumienia dał powody.
Z tyłu nikt ciebie nie zaskoczy,
Z przodu największe rosną szkody.
Komentarze (5)
Szczęśliwy co sobie rozmyśla... Mus że teraz wszystko
dobrze się układa ;-)
Tam najczęściej obrywamy od życia.
Dobry wiersz z poczuciem humoru.
Pozdrawiam :)
NO i na wesoło także u Ciebie ):, pozdrawiam.
Gdyby prawda kryła się w ostatnich wersach, nie byłoby
tylu dbających o własny tyłek:) Miłego wieczoru.