Trzy kroki zakochanej...
Dla wszystkich, by nie popełniali grzechu śmierci...
Spotykałeś ją codziennie gdy jeździłeś
tramwajem.
Zniknęła wraz z wczesnym majem.
Krok po kroku schodami do nieba odeszła.
Była taka młoda za wcześnie tam weszła.
Jej samotne oczy, jej jasne włosy śnią Ci
się każdej nocy.
Słońce zaczęło budzić miasto uśpione.
Na ulicach samochodów szum, myśli w jej
głowie zagubione....
Na ostatnie piętro krok po kroku weszła.
Na chwilę przystała, lecz do okna
podeszła.
Parapet był wąski, stanęłą niepewnie.
-To koniec. Bez niego żyć nie chcę!
Słońce oślepiło jej oczy, wiatr gdy spadała
rozwiał jej włosy.
Nie krzyczała, spadała w milczeniu.
Upadła na chodniku w rozłożystego drzewa
cieniu...
Ludzie pytają czy on był tego wart?
Jak jej serce skradł...
Mogła mieć każdego, a kochała tylko
jego.
To Ciebie kochała, zerkała niepewnie gdy
obok w tramawaju stała codziennie.
Ty też ja zawsze kochałeś, lecz czemu
powiedzieć jej to się bałeś?
Teraz chodzisz na jej grób z rana. Jak
codzień od Ciebie bukiet stokrotek
dostała.
A ona chciaż jest na górze,
do końca będzie Twym Aniołem Stróżem...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.