Ufam Jego mętnym pacierzom
Nadal ufam Jego mętnym pacierzom;
pijących z kielicha mej wiary.
Litościwe spojrzenie tylko nagradzało
mój niepokój w półkę pełną
fałszywego złota.
Zaciskam oczy by nie widzieć
strachu skapującego do mej wanny życia.
Rozrywam zasłony pragnień -
nie wróci tutaj.
Z dłońmi przebitymi chłodem
i ciałem rozgrzanym promieniami
południa.
Nie do mnie ta droga
grzeszna wymiotem;
snem spowita.
Iluzja pożera jawę
na mego serca zwłokach,
toczy walkę.
Licząc sekundy aż ...
popadnę w martwotę.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.