Uśmiech Za Uśmiech... [?]
Mam istną mgłę przed oczami,
Gdy idę z ludźmi na spotkanie.
Nie potrafią, nie znają metody:
„uśmiech za uśmiech”.
Tak bardzo zagubieni,
tak bardzo niezależni.
Nie obchodzi ich kto teraz
Przez ulicę przechodzi.
Liczy się by dotrzeć do spraw swych.
Przechodzień, to obcy.
Przechodzień to ci dwaj chłopcy,
Ta starsza pani.
Nie znają ich, za nic, za nic.
Więc nie uśmiechają się.
A przechodnia tu zasada:
„niech mną uśmiech do ludzi nie
włada,
uśmiech mam najwyżej dla sąsiada!”
A gdyby każdy z osobna
Zwalczył tą twardą zasadę,
To Świat byłby optymistyczniejszy
I bardziej szedł na rękę.
A tak to...
A tak to przeszedł koło mnie następny
Bez cienia uśmiechu.
Czy to takie trudne?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.