Widok z okna
/byśmy poczuli się winni za świat, który sami tworzymy/
Zbudził mnie mróz rozrywający rury
grzejnika
Rozglądałam się powoli,mając nadzieje ze
dopiero się budzę
Pokój ten sam w który zasnęłam
Kapcie stały posłusznie przy łóżku
Niedopita herbata na stole
Tylko okno podejrzanie uchylone…
Jak wargi chcące wypowiadać słowa
zabronione albo
Jak dłonie wyciągnięte czekając na
ofiarę
Mrużyłam oczy, nie od słońca lecz od smogu
gryzącego
ulicą płynęły domy pełne blizn graffiti,
ludzie ocierający się o siebie, z głowami
jak najbliżej chodnika
spieszyli się donikąd zapewne
hałas tak głośny ze aż widoczny jego zarys,
i nieba szary odcień wtapiał się w
krajobraz i chmury
nad miastem zmięte jak papier terkocząc w
powiewie mego przerażenia...
Zasłoniłam firankę witając się jak co dzień
z moim miastem
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.