***
Mówiłeś mi
że w tym roku spadnie dużo liści
i spadło
wiele bomb
z przedziurawionego nieba
Chodziliśmy
alejami pełnymi kasztanów, tacy jaśni
czyści
lecz wszystko co dobre w nas umarło
załamywanie rąk
nad suchym kawałkiem chleba
Pamiętam
nie czekałam nigdy na wrzesień
bo wiadomo, szkoła
a teraz rozpacz beznamiętna
obłęd głośno krzyczy, woła
nie ma już tych rozkosznych uniesień
Odszedłeś
kiedy z drzewa spadały brązowe kasztany
a z płonącego nieba
leciały tysiące pocisków
Długo cierpiałeś zanim upadłeś
taki brudny, zmęczony, bezradny
do naga rozebrany
bo tak kazali, bo tak trzeba
i tylko ciepło naszych uścisków
dało ci okruszek siły
gdyby te kule rykoszetem się
odbiły
od mojego skurczonego serca
kulka w nogę, głowę
ramię
śmiał się głucho szyderca
z karabinem
ale ty nie słyszałeś już
wspinałeś się do Królestwa
po gwiazd drabinie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.