WieRsZ..
hmm...
powiedział że odejdzie i odszedł
był cieniem
w mroku bys ławiat jego
teraz gdy przez pare chwil swiecilo
slonce
uznal ze jet nie potrzebny
bo on sie usmiechał
i nie było miejscan na niego
spojrzał w oczy osoby która była bardziej
obcą niż on sam
i bardziej oswojoną niż on sam
nie potrafił powiedzieć ze ..
i nie powiedział
mrok nastał
leczo n stał pod scianą
widział ich
ich razem
on był usmiechniety
niemal plakał
płakał ze szczescia
lecz on dalej stał pod scianą
i patrzył na jego niemal zaplakaną tważ
on stał pod scianą a ten do którego
przyszedł lerzał tam
trzymał w dłoni lekko scisnięta jej dłoń
był przy tym tak skupiony ze wydawało sie
że niemal wprawił sie w stan medytacji
oddech miał równy
póls stały
lerzał
podjego dłońmi przemykało jej ciało
delikatne
niczym ubrane w idealny jedwab
deikatne gładkie
idealne
jego tważ była poważna lecz w sercu
panowała rados nie do opisania
nie z powodu pory nocy
nie z powodu zadnych blachych rzeczy
widzial jej usmiech
widzial jej twarz usmiechnieta
oczy które szkliły sie i odbijały swiatło
ksierzyca
lecz czas gra zawsze nan ie korzysc
...."kiedy wstaje slonce"
usłyszał to diaboiczne słowo .
juz nie mógł sie kryć w mroku pokoju
wyszedł i przemknoł niezauważony
lecz wroci
dzis wrócił
jest tu
siedzi
siedzi obok kiedy to pisze
podpowiada słowa
jest zemną mimo że sam wiem że nie powinno
go tu być
ona ? niema jej
jest moze
lecz nie tu
milczy
...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.