...
Odrzucając na swe ramiona
Całe swoje życie mieniące się w barwie
kasztanu...
Okrywające młode myśli i niejednoznaczne
słowa
Potykające się o własny cień...
Wypatrując w oknie własnych zachodów
I wschodów o świcie
Rozpatrując na własnym niebie
Smugi błękitu jaśniejszej jedynie niż
własne sumienie
Opadając i wzlatując
Szukając w szklanej tafli i w czerni swych
oczu
Przeznaczenia
Rodząc się z zapytaniem na ustach
Umierając bez odpowiedzi
Raz jeszcze pochylając się bez wahania
Raz jeszcze otwierając oczy
Raz jeszcze trzymając serce w garści
Upadam
Tracę wzrok
Lecz wciąż kocham...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.